Mijają właśnie dwa lata odkąd czołgi Leopard zostały przebazowane z 34 Brygady Kawalerii Pancernej do 1 Warszawskiej Brygady Pancernej. Ten okres, żołnierze z Wesołej poświęcili na sformowanie batalionu i wyszkolenie załóg Leopardów. Teraz przyszedł czas na sprawdzian – pancerniacy pojechali na poligon w Nowej Dębie, aby udowodnić, że są gotowi do działania zgodnie ze swoim przeznaczeniem.
Wojsko spędziło poza jednostką prawie miesiąc. Żołnierze najpierw mieli zajęcia taktyczne i ogniowe, a ostatecznym testem, który miał zweryfikować ich umiejętności, było ćwiczenie „Lampart ’19”.
– Scenariusz był prosty. Przeciwnik, który prowadził działania ofensywne został zatrzymany. Odwód, czyli batalion czołgów, musiał przeprowadzić kontratak. Jednak, aby było to możliwe, musiał się dostać w głąb ugrupowania wrogich sił – mówi ppłk Dariusz Czekaj, zastępca dowódcy 1 BPanc. – Chodziło o to, aby zniszczyć magazyny amunicji i zaopatrzenia, które uniemożliwią przeciwnikowi dalsze prowadzenie działań. Dzięki temu mogliśmy osiągnąć cel, nie podejmując ryzyka, które wiąże się z prowadzeniem bezpośredniej walki – dodaje.
Żeby żołnierze mogli jednak wykonać zadanie, musieli pokonać dziesiątki kilometrów. Kolumny pojazdów poruszały się zwartym szykiem. W pewnym momencie musiały wyjechać poza teren poligonu. Żołnierze i czołgi w tej okolicy nie pojawiały się od ponad dwudziestu lat. – To było dla nas podwójne wyzwanie. Trzeba było przerzucić wojska z jednego poligonu w Nowej Dębie na drugi. Istotne było to, aby podczas marszu w terenie cywilnym żołnierze nie stracili możliwości prowadzenia działań – mówi zastępca dowódcy. – Musieliśmy także zadbać o to, aby podczas tego przejazdu nasze 60-tonowe czołgi nie naruszyły np. drogi i nie stanowiły zagrożenia dla mieszkańców regionu. Dlatego niezbędna była współpraca z władzami lokalnymi, zarządcami dróg, policją, strażą pożarną i przedstawicielami lasów państwowych – dodaje.
Podczas ćwiczeń o bezpieczeństwo przejazdów zadbali saperzy. W newralgicznych miejscach układali gumowe nakładki i druciane siatki na drogach, zabezpieczali też miejsca zjazdu do lasu, układając w nich drewniane belki. Pomoc saperów okazała się także bezcenna, gdy wojsko musiało pokonać rzekę. Na trasie przejazdu czołgów taka przeszkoda znalazła się dwukrotnie. Żołnierze przeprawiali się przez San i Łęg.
– Natarcie i obronę ćwiczymy na co dzień, ale pokonanie przeszkody wodnej, zawsze jest wyzwaniem dla żołnierzy, bo to żywioł. Woda dziś może mieć metr głębokości, a jutro już półtora, dlatego trzeba się bardzo dobrze przygotować do tego działania – mówi ppłk Czekaj.
Natomiast ppłk Bartłomiej Chmielewski, dowódca 2 Batalionu Czołgów z Wesołej wyjaśnia, że taki manewr ma szanse powodzenia, gdy w pierwszej kolejności sprawdzimy kąty nachylenia dna, jego ukształtowanie, a także głębokość rzeki. Od takich warunków zależy bowiem sposób, w jaki pojazd ma pokonać przeszkodę. Inaczej przygotowuje się czołg, który ma brodzić w wodzie, a inaczej, jeśli ma się cały w niej zanurzyć. – Oczywiście kluczowe jest również rozpoznanie. Przy planowaniu takich działań, zawsze trzeba upewnić się, czy w okolicy nie znajduje się przeciwnik – dodaje.
Jak z tymi zadaniami poradzili sobie żołnierze? Porucznik Monika Dudek, dowódca plutonu czołgów mówi, że marsz po drogach publicznych nie był dla niej niczym nowym. Oficer brała bowiem udział w podobnym przedsięwzięciu podczas ćwiczenia „Bull Run”, które regularnie odbywa się w Orzyszu. (kompania czołgów Leopard z 1 Brygady rotacyjnie stacjonuje na Mazurach, gdzie współdziała z Batalionową Grupą Bojową NATO). Oficer zauważa jednak inną trudność. – Mamy już za sobą zgrywanie plutonów, kompanii, a podczas „Lamparta” musiał współdziałać cały batalion. Mieliśmy także znacznie więcej zadań do wykonania. Dlatego było bardzo ważne zgranie zespołów, bo każdemu zależało, aby wypaść jak najlepiej – mówi.
Z kolei dowódca kompanii, kpt. Patryk Pankowski, zwraca uwagę na inny aspekt działania wojska. – Bardzo dużo czasu spędziliśmy na terenie lasów państwowych, w których od wielu lat wojsko nie działało. Wyzwaniem było znalezienie takich dróg, na których uniknęlibyśmy zniszczeń. Udało się. Nawet gdy musieliśmy wjechać czołgiem w zarośla i zamaskować go na noc w terenie, udało nam się to zrobić, niczego nie uszkadzając – wyjaśnia.
Z „Lamparta’ 19” zadowolony jest także ppłk Czekaj. – Teraz już wiem, że tworząc scenariusze kolejnych działań, nie musimy trzymać się utartych schematów. Możemy tak zaplanować ćwiczenia, aby zaskoczyć żołnierzy i równocześnie budować nowe zdolności – mówi. Ostateczna ocena należała jednak do gen. bryg. Jana Wojno, dowódcy 1 Brygady Pancernej. – Podczas ćwiczenia dowódcy dowiedli, że są świadomi swojej roli i odpowiedzialności, jaka na nich ciąży. To potwierdza, że żołnierze są przygotowani do działania i mogą sobie ufać – zaznaczył.
Tekst: Magdalena Miernicka / polska-zbrojna.pl
Fot. Michał Niwicz / polska-zbrojna.pl
Wojsko spędziło poza jednostką prawie miesiąc. Żołnierze najpierw mieli zajęcia taktyczne i ogniowe, a ostatecznym testem, który miał zweryfikować ich umiejętności, było ćwiczenie „Lampart ’19”.
– Scenariusz był prosty. Przeciwnik, który prowadził działania ofensywne został zatrzymany. Odwód, czyli batalion czołgów, musiał przeprowadzić kontratak. Jednak, aby było to możliwe, musiał się dostać w głąb ugrupowania wrogich sił – mówi ppłk Dariusz Czekaj, zastępca dowódcy 1 BPanc. – Chodziło o to, aby zniszczyć magazyny amunicji i zaopatrzenia, które uniemożliwią przeciwnikowi dalsze prowadzenie działań. Dzięki temu mogliśmy osiągnąć cel, nie podejmując ryzyka, które wiąże się z prowadzeniem bezpośredniej walki – dodaje.
Żeby żołnierze mogli jednak wykonać zadanie, musieli pokonać dziesiątki kilometrów. Kolumny pojazdów poruszały się zwartym szykiem. W pewnym momencie musiały wyjechać poza teren poligonu. Żołnierze i czołgi w tej okolicy nie pojawiały się od ponad dwudziestu lat. – To było dla nas podwójne wyzwanie. Trzeba było przerzucić wojska z jednego poligonu w Nowej Dębie na drugi. Istotne było to, aby podczas marszu w terenie cywilnym żołnierze nie stracili możliwości prowadzenia działań – mówi zastępca dowódcy. – Musieliśmy także zadbać o to, aby podczas tego przejazdu nasze 60-tonowe czołgi nie naruszyły np. drogi i nie stanowiły zagrożenia dla mieszkańców regionu. Dlatego niezbędna była współpraca z władzami lokalnymi, zarządcami dróg, policją, strażą pożarną i przedstawicielami lasów państwowych – dodaje.
Podczas ćwiczeń o bezpieczeństwo przejazdów zadbali saperzy. W newralgicznych miejscach układali gumowe nakładki i druciane siatki na drogach, zabezpieczali też miejsca zjazdu do lasu, układając w nich drewniane belki. Pomoc saperów okazała się także bezcenna, gdy wojsko musiało pokonać rzekę. Na trasie przejazdu czołgów taka przeszkoda znalazła się dwukrotnie. Żołnierze przeprawiali się przez San i Łęg.
– Natarcie i obronę ćwiczymy na co dzień, ale pokonanie przeszkody wodnej, zawsze jest wyzwaniem dla żołnierzy, bo to żywioł. Woda dziś może mieć metr głębokości, a jutro już półtora, dlatego trzeba się bardzo dobrze przygotować do tego działania – mówi ppłk Czekaj.
Natomiast ppłk Bartłomiej Chmielewski, dowódca 2 Batalionu Czołgów z Wesołej wyjaśnia, że taki manewr ma szanse powodzenia, gdy w pierwszej kolejności sprawdzimy kąty nachylenia dna, jego ukształtowanie, a także głębokość rzeki. Od takich warunków zależy bowiem sposób, w jaki pojazd ma pokonać przeszkodę. Inaczej przygotowuje się czołg, który ma brodzić w wodzie, a inaczej, jeśli ma się cały w niej zanurzyć. – Oczywiście kluczowe jest również rozpoznanie. Przy planowaniu takich działań, zawsze trzeba upewnić się, czy w okolicy nie znajduje się przeciwnik – dodaje.
Jak z tymi zadaniami poradzili sobie żołnierze? Porucznik Monika Dudek, dowódca plutonu czołgów mówi, że marsz po drogach publicznych nie był dla niej niczym nowym. Oficer brała bowiem udział w podobnym przedsięwzięciu podczas ćwiczenia „Bull Run”, które regularnie odbywa się w Orzyszu. (kompania czołgów Leopard z 1 Brygady rotacyjnie stacjonuje na Mazurach, gdzie współdziała z Batalionową Grupą Bojową NATO). Oficer zauważa jednak inną trudność. – Mamy już za sobą zgrywanie plutonów, kompanii, a podczas „Lamparta” musiał współdziałać cały batalion. Mieliśmy także znacznie więcej zadań do wykonania. Dlatego było bardzo ważne zgranie zespołów, bo każdemu zależało, aby wypaść jak najlepiej – mówi.
Z kolei dowódca kompanii, kpt. Patryk Pankowski, zwraca uwagę na inny aspekt działania wojska. – Bardzo dużo czasu spędziliśmy na terenie lasów państwowych, w których od wielu lat wojsko nie działało. Wyzwaniem było znalezienie takich dróg, na których uniknęlibyśmy zniszczeń. Udało się. Nawet gdy musieliśmy wjechać czołgiem w zarośla i zamaskować go na noc w terenie, udało nam się to zrobić, niczego nie uszkadzając – wyjaśnia.
Z „Lamparta’ 19” zadowolony jest także ppłk Czekaj. – Teraz już wiem, że tworząc scenariusze kolejnych działań, nie musimy trzymać się utartych schematów. Możemy tak zaplanować ćwiczenia, aby zaskoczyć żołnierzy i równocześnie budować nowe zdolności – mówi. Ostateczna ocena należała jednak do gen. bryg. Jana Wojno, dowódcy 1 Brygady Pancernej. – Podczas ćwiczenia dowódcy dowiedli, że są świadomi swojej roli i odpowiedzialności, jaka na nich ciąży. To potwierdza, że żołnierze są przygotowani do działania i mogą sobie ufać – zaznaczył.
Tekst: Magdalena Miernicka / polska-zbrojna.pl
Fot. Michał Niwicz / polska-zbrojna.pl